Tytuł: Czarodziej Magnus
Autor: Mikołaj Blechert
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: luty 2018
Stron: 284
Kolejna książka z gatunku fantasy, kolejna która zapowiadała się zupełnie inaczej...
Jak możesz sprawdzić, kim tak naprawdę jesteś, jeśli nie zostałeś nigdy wystawiony na próbę? Czarodziej Magnus wie, że tylko w konfrontacji z niebezpiecznymi siłami będzie mógł udowodnić swoją moc. Rozpoczyna więc długą wędrówkę, podczas której spotka ludzi, którzy pomogą mu odkryć swoją tożsamość.
Walki z potworami, niebezpieczne wyzwania, szalone hulanki i swawole, a także piękne kobiety - w tej baśniowej opowieści wydarzenia zmieniają się jak w kalejdoskopie, a kolejne przygody wciągają czytelnika w wir magicznego świata zamieszkanego przez elfy, krasnoludy i czarodziejów.
Magnus - nasz bohater, jest czarodziejem wędrującym od miasta do miasta, oddając się miłosnym uciechom, upijając się w karczmach i podejmując wygodne dla siebie wyzwania i zlecenia, wiedzie beztroskie, pozbawione konkretnego celu życie. Jednak w wyniku kilku zdarzeń postanawia odmienić swoje życie. Co z tego wyniknie?
"Kiedy dotarłem na miejsce zbrodni, ciało ofiary było zmasakrowane. Lewa ręka oderwana, twarz podrapana, flaki na zewnątrz. Jednym słowem - nic szczególnego. Jaki ten świat jest tendencyjny, zawsze to samo! Potwór był głodny, to się posilił, a ludziska robią z tego wielka aferę."
Książka okazała się ciekawa, choć akcja wcale nie jest tak szalona, jak się spodziewałam czytając opis. Ot wędrówka pewnego maga po świecie, walki z potworami i niebezpieczne wyzwania (których bohater unikał) można zliczyć na palcach jednej ręki, co sprawiło, że poczułam się lekko rozczarowana. Szalone hulanki i swawole, wyuzdane kobiety i bezwstydne akty miłosne pojawiające się co kilka stron, były dla mnie niemałym zaskoczeniem, ponieważ nastawiłam się na akcję innego rodzaju. Niestety ja tego nie kupiłam. Pomysł na powieść uważam za bardzo udany, autor zdecydowanie potrafił mnie zaciekawić, ale tych scen było dla mnie zbyt dużo i bardzo mi przeszkadzały w lekturze.
Autor niestety dość nierozważne żongluje słownictwem, którego używa w powieści. Bardzo często pośród ciągłego i nieustannego chędożenia, pojawiają się zwroty stricte współczesne. Nie jest to bardzo uciążliwe, ale jednak zwraca uwagę.
Mimo iż po odłożeniu lektury czułam, że coś mi umknęło albo może czegoś nie zrozumiałam to uważam, że warto dać jej szanse i polecam ją fanom gatunku (i nie tylko).
Nie lubię takiego pomieszanego słownictwa... Może kiedyś przeczytam.
OdpowiedzUsuńFanką gatunku to ja nie jestem, dlatego sobie odpuszczę. Co prawda do fantastyki próbuję się przekonać, ale to już wybrane książki do tego zadania mam. Natomiast wiem, że nie odnalazłabym się w tej książce. ;p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Lex May
Już gdzieś czytałam o tej niemiłosiernej ilości chędożenia i szczerze? Ja odpadam.
OdpowiedzUsuńKompletnie mi się to jakoś nie widzi i w takich momentach jak ten cieszę się, że dzięki takim blogom jak Twój, nie muszę czytać ciaciarajstwa :D
Pozdrawiam ciepło :)
Kasia z niekulturalnie.pl
Lubię książki, które mają w sobie magię, więc może się skuszę :)
OdpowiedzUsuńmoże Ci się spodoba? :-) pozdrawiam
UsuńKsiążka wydaje się być bardzo specyficzna i chyba mnie nie przekonuje.
OdpowiedzUsuńnic na siłę :-)
UsuńTym razem, nie mój gatunek.
OdpowiedzUsuńmój w sumie też nie ;-)
UsuńFabuła rzeczywiście wydaję sie dosyć ciekawa, jednak te minusy, o których wspominasz, jednak mniej od niej odstraszają, także będę musiała się porządnie zastanowić, zanim po nią sięgnę. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńmoże kiedyś w wolnej chwili i z braku czegokolwiek innego... ;-)
UsuńJak znajdę wolną chwilę, to przeczytam dla zasady ;)
OdpowiedzUsuńKtoś tu widzę naczytał się za dużo Sapkowskiego. Podobieństwo i chęć dorównania Sapkowskiemu w tej książce aż boli...
OdpowiedzUsuń